"Zanim powiesz 'tak' wiedz, że to jedno słowo może zmienić wszystko."

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział III: Nic nie warte obietnice.

„Miałaś nie płakać, świat poukładać, żeby miał sens. Łatwo mówi się.”


Dedykacja dla N. - ze względu na datę i dręczenie fragmentami.

Poranki bywają zaskakujące. Mają ten nieznany czar. Odsłaniają szaleństwa poprzedniego dnia. Karzą za pochopne decyzje nocy. Trzymając się tych prawideł mój poranek był standardowy. Spełniał podstawowe zasady.
Obudziłam się około południa, wyspana i wypoczęta jak nigdy. Byłam szczęśliwa bez powodu i zupełnie nieświadoma. Widok lekko ośnieżonych gór z okna i ciepłe promienie błąkające się na mojej skórze, sprawiały, że czułam się jakbym nadal śniła.
Brałam prysznic śpiąc na jawie. Zadurzona po uszy w ciszy i własnym zadowoleniu. Jakby tak dłużej nad tym pomyśleć, to mogła być miętowy zapach z hotelowego szamponu. Jestem prawie pewna, że to ona mnie obudził.
-MIKOŁAJ!- wrzasnęłam.
Chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik i wybiegłam z łazienki. Naprawdę nikt nie jest wstanie wyobrazić sobie, jak bardzo byłam wdzięczna Bogu za to, że dał mi tę jedna myśl. Dziękuję też osobie, która wymyśliła coś takiego jak ręczniki. Zasłużyli na medal. Oboje. Na razie mogę otrzymać ode mnie jedynie najszczersze wyrazy szacunku i wdzięczności i ukłony do samej ziemi..
Tak, właśnie w taki sposób poznałam pozostałą część kadry austriackiej.
O, przepraszam chyba zapomniałam uwzględnić jeszcze trenera.

**
                Budzę się z ‘tym pierwszym porankiem’ w głowie. Silny promień przeszywa moją głowę. Ale po chwili przestaje. Podciągam nogi pod brodę i oddaje się niemocy. Robię to po raz ostatni. Obiecuję to sobie. Nie chcę marnować swoich łez, tak jak zmarnowałam sobie życie.
Ale przecież wiem, że w ciągu godziny obiecałam to już sobie kilkakrotnie. Czym jest obietnica? Jak mawiał Mikołaj: „Twoje obietnice są tyle warte, co nic. Mówisz coś, a chwilę później i tak ładujesz się w pierwsze lepsze gówno przeciwne z tym, co mówiłaś wcześniej.” Mój braciszek potrafił zawsze mnie podsumować, ale wtedy pierwszy raz zrobił to w tak brutalny sposób. Bolało. Dziś już nie. Nie powiem, że miał rację. Duma mi nie pozwoli chyba nigdy na to. Mogę jedynie przyznać, że przez okoliczności rozumiem go. Zawiodłam go. Przestraszyłam. Sprzedałam. I nawet nie czułam poczucia winy. Wtedy odkryłam, że egoizmu nie trzeba się uczuć. On jest w każdym z nas. Kiedy znajdziesz w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby go uwolnić stajesz się wolna. Wolna w swojej samotności.
Podciągam żałośnie nosem. Wstaje z tej zimnej ławki i zbieram swoje manatki. Rozglądam się w poszukiwaniu odpowiedzi na to, w którą stronę powinnam iść. Ale skoro wczoraj pozbyłam się wszystkich pieniędzy wszelkie uliczki zamykają się przede mną automatycznie.
Po prostu idę.
Dzień już wstał. Promienie słońca drażnią moje oczy. Czuję się jakby tylko ono mnie dostrzegało.  Chwilę później zaczynam zauważać swój błąd. Skoro Słońce mnie widzi, to zna mnie. Wie o wszystkim.
Przechodzę na druga stronę. W cień.
Dużo lepiej.
Więc idę. I wtedy dostrzegam coś znajomego. Błysk fleszy. Zwracam się w jego kierunku. Grupka dziewczyn, trzynasto- może czternastoletnich, stoi parę metrów ode mnie. Wszystkie wpatrzone w telefon jednej z dziewczyn. To nie paparazzi. Czuję ulgę. Ale chwilę później słyszę jak jedna z nich mówi:
- Mówię wam, to ta od Schlierenzauera! – przekonuje czarnowłosa dziewczyna pstrykając kolejne zdjęcie, która oślepia mnie na kilka chwil.
Zatrzymuję się. Nie patrzę na nie. Patrzę na słońce. Ono razi bardziej, ale jest coś, co odróżnia je od balasku  lampy w aparacie. Słońce daje siłę.
Przyspieszam.
Chwilę później jestem tuż przed nimi jakbym miała się z nimi zderzyć.
- Mam na imię Sara- mówię zdyszanym głosem.- Sara, słyszycie?!
Mijam je. Ale kiedy patrzę w niebo, nie widzę już słońca. Zdążyło zajść za kolejną chmurę.

**

„Szczerze, mówiąc wiele razy o tym marzyłam. Oczami wyobraźni widziałam, jak pewnego szczęśliwego dnia udaje mi się zamienić parę słów z moimi idolami, uścisnąć im dłoń, zrobić z nimi zdjęcie czy zgarnąć autograf. Czasem moje wizje modyfikowały się. To były chwilę kiedy pozwalałam sobie na odrobię więcej. Śniłam o tym, że któryś z nich spojrzy na mnie i cały świat przewróci mu się do góry nogami. Będzie w stanie rzucić dla mnie nawet skoki bo tęsknota związana z rozłąką będzie dla niego czymś nadzwyczaj niemożliwym.
Wyobraźnia często mnie ponosiła. Ale nigdy, przenigdy, jestem pewna, że nie doszłoby to sytuacji, w której moja wyobraźnia przeszłaby na tak wysoki poziom. Nie jest aż taka zdolna. I wcale nie próbuję być skromna. Po prostu nie sądzę, że ktokolwiek byłby w stanie wymyślić, że podczas, kto wie czy nie najważniejszej chwili mojego dotychczasowego życia, będę w połowie naga.
- Chyba przyszliśmy nie w porę- zaśmiał się Kofler patrząc znacząco na kolegów. Usłyszałam jak jeden z nich gwizdnął z uznaniem. Trzeba przyznać, że mieli niezły ubaw w przeciwieństwie do mnie.
- O kurwa!- pisnęłam czerwieniąc się niemiłosiernie.
- Znam to!- zawołał Thomas zadowolony z siebie.
Po chwili jednak jego mina się zmieniła.
- O ile dobrze pamiętam, to polskie słowo. Bardzo brzydkie słowo- powiedział udając zdegustowanie.
- Mógłbym rozmawiać z Gregorem?- spytał zdziwiony zaistniałą sytuacją trener Alexander Pointner.- Nie stawił się na porannej zbiórce.
- Jego tu nie ma- wyjąkałam onieśmielona własnym ‘strojem’ i obecnością austriackich gwiazd.
Wtedy drzwi się otworzyły. Nie same. Otworzył je Gregor Schlierenzauer we własnej osobie.
- O, widzę, że poznaliście już moją dziewczynę- powiedział Gregor.
Posłał mi przeciągłe, zaskoczone spojrzenie i pocałował mnie w policzek.
- I nie przedstawiłeś nam koleżanki? Gregor, gdzie twoje maniery!- oburzył się Kofler. Podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę rękę.- Jestem Andreas.
Pochwyciłam jego rękę i przedstawiłam się. Po chwili podeszła do mnie reszta. To była najbardziej żenująca chwila w moim życiu. O, ironio!
Skoczkowie, kiedy już dowiedzieli się kim jestem poczuli się niezwykle rozluźnieni i całkowicie zadomowili się w pokoju Gregora. Ignorując moją nieprzychylną minę.
- Ok, skoro już znaleźliśmy naszą zgubę to możemy brać się do roboty. Bądźcie za 20 minut przed hotelem- rozporządził trener i wyszedł z pokoju.
- A więc jesteście parą- zaczął Thomas spoglądając rozbawiony na kolegów.- Mogliście chociaż wynająć sobie dwójkę.
- NIE spaliśmy razem!- zaprzeczyłam natychmiast, kiedy dotarł do mnie sens jego słów.
- Nie będziemy wnikać w szczegóły- powiedział śmiejąc się Manuel.-Thomas tylko stwierdza fakty. Nie musielibyście cisnąć się na tak małym łóżku.
- Pozwoliłem jej spać tu, ja spałem w busie-wyjaśnił Schlierenzauer.- Czy udało mi się już zaspokoić waszą ciekawość?
Nie odpowiedzieli. Czyli odpowiedź była oczywista. A mówią, że kobiety to plotkary!
- Gregor, mogę na słówko?-spytałam.
- Jasne.
Ruszyłam w kierunku łazienki, ignorując gwizdy skoczków.
Weszliśmy do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Nie rozumiem-zaczęłam.
- Czego?
- Dlaczego ich też okłamujesz.
Wzruszył ramionami obojętnie.
- To bez znaczenia czy oni znają prawdę czy nie.
- Taka różnica, że jutro będą dziwić się, że zniknęłam- odparłam.
- Może będą, może nie- powiedział tajemniczo.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Nie zamierzał rozszerzać swojej wypowiedzi. Uśmiechnął się jedynie niewinnie.
- Jeszcze coś?- ponaglił mnie.
I wtedy zrozumiałam, że znów zapomniałam o rzeczy, która powinna być dla mnie kluczowa. Ostatnio zbyt często mi się to zdarzało i dziwnym trafem za każdym razem w obecności tego samego osobnika.
- Mikołaj!- zawołałam uderzając się otwartą ręką w głowę.
-Pudło. Jestem Gregor- zironizował.
-Ojjj, mam na myśli mojego brata- wyjaśniłam przewracając oczami.- Mogłabym skądś zadzwonić? Bo słuchaj, ja zanim trafiłam w te całe zamieszanie, nocowałam w hotelu z bratem i dziś mieliśmy wyjechać do domu.
- Ale chyba nie szuka cię już połowa Austrii?
- Prędzej stawiam na połowę Europy. Znając mojego brata…- przerwałam na moment wyobrażając sobie furię mojego brata, kiedy wyjawiam mu, że wcale nie porwał mnie statek ufo, a po prostu przesiaduje sobie w najlepsze w pięciogwiazdkowym hotelu z gwiazdami skoków narciarskich.- ON MNIE ZABIJE!
- Nie histeryzuj- powiedział i wyciągnął z kieszeni komórkę.- Zaproś go na trening, będziemy skakać za jakieś 2 godziny skoro jest kibicem to mu się spodoba. Powiedzcie, że jesteście ze mną.
Już miał otwierać drzwi, kiedy odwrócił się do mnie i rzucił:
- Jeśli nie chcesz spowodować jakiegoś wypadku na skoczni, to radzę zmienić strój.

**

„Miki, u mnie wszystko ok. Przepraszam, że piszę dopiero teraz. Wiele się działo, ale jak już pisałam wcześniej wszystko jest ok. Jestem w Ga-Pa. Wyjaśnię ci to później, obiecuję! Bądź najszybciej jak możesz pod skocznią.
Aha! Przedstaw się i powiedz, że jesteś z Gregorem! Sara;)”
Przeczytałam kolejny raz wiadomość. Wiedziałam, że będzie zdenerwowany. Ale i tak nadusiłam przycisk ‘Wyślij’.

**

„Dreptałam w miejscu ściskając z całej siły zimną barierkę. Jak na przedostatni dzień w roku było ciepło, ale ja tego nie czułam. Sam obraz mojego brata, który lada chwila miał się tu pojawić, mroził krew w moich żyłach. Czułam się trochę jak przed wywiadówką, kiedy wychowawca miał wręczyć któremuś z moich rodziców karteczkę z tysiącem dowodów na to, że nie należy mi ufać nawet w kwestii zaliczenia przedmiotów szkolnych na oceny, które by ich satysfakcjonowały.
- Wiem, że ten skok nie był najlepszy, ale na chwilę uwagi na pewno zasługiwał- przerwał moje zamyślenie Gregor.
-Denerwuję się- przyznałam się.
- Czym?
I wtedy usłyszałam  swoje imię. Twardy, męski  głos obił się echem w mojej głowie i na moment zatrzymał moje serce.
- Nie czym tylko kim- powiedziałam drżącym głosem wskazując w stronę mojego brata, który szybkim krokiem szedł w naszą stronę.- Lepiej już idź.
Wzruszył ramionami i posłuchał mnie. Kiedy odszedł od razu poczułam, że to był zły pomysł. Ale nie było już wyjścia. Musiałam stawić czoło Mikołajowi sama.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć?!- wrzasnął Mikołaj stojąc parę kroków przede mną. Nie podszedł do mnie bliżej. Nie ufał mi. Zawiodłam go na tyle, że ta odległość, która teraz nas dzieliła oddawała sytuację miedzy nami.
I wcale nie byłam z tego faktu dumna.
- Miki, posłuchaj…-  zaczęłam szukając odpowiednich słów.
- Gdyby nie rodzice na pewno bym tu nie przyjechał. Najwyżej szłabyś pieszo do domu. Wszyscy wiedzieli, że jesteś nie odpowiedzialna, ale coś takiego?!- jego głos słychać było zapewne w odległości kilkunastu metrów.
- Rodzice wiedzą?- przeraziłam się.
- A co ty myślałaś? Wyszłaś od rana i nie wróciłaś na noc. Myślałem, że coś ci się stało. Obdzwoniłem wszystkie szpitale w okolicy, byłem na policji. Pytałem, szukałem. Nikt cię nie widział, jakbyś wyparowała. I jeszcze dziwisz się, że rodzice wiedzą?!
- Przepraszam, ale to wszystko wyszło tak szybko- powiedziałam skruszona.- Poznałam Gregora przez przypadek i…
- Schlierenzauera?
-Tak!- powiedziałam z większym entuzjazmem. Miałam nadzieję, że to coś pomoże, że dzięki temu mnie zrozumie ,machnie ręką i przytuli mnie do siebie, jak w dzieciństwie.
Zaśmiał się jadowicie. Jego spojrzenie było pełne pogardy i obrzydzenia.
-To ja już wszystko rozumiem- powiedział spokojniejszym głosem.
- To znaczy?
- Poznałaś gwiazdę skoków!- zawołał niczym wariat.- Poznałaś Pana Idealnego Szlyrencałera i zapomniałaś o całym świecie. Tak, rodziców to na pewno uspokoi!
- Robisz z siebie kretyna- powiedziałam zażenowana rozglądając się dookoła. Miałam jedynie nadzieję, że nikt w pobliżu nie rozumie języka polskiego.
- Ja?!- krzyknął jeszcze głośniej.- No chyba żartujesz! Ty pobiłaś wszelkie rekordy w byciu kretynką!
Nie miałam ochoty rozmawiać z nim w taki sposób. Skoro i tak nie chciał znać szczegółów i mnie zrozumieć, nie miało to sensu. Odwróciłam się i ruszyłam wzdłuż trybun.
- Sara!- krzyknął.- Jedziemy do domu, w tej chwili!
Odwróciłam się w jego stronę zdenerwowana słowami, które wypowiedział .
- Nie jesteś moim ojcem, Mikołaj!
- Ale jestem twoim bratem i zabieram cię do domu- powiedział stanowczo podchodząc do mnie i chwytając mój nadgarstek.
- Jeszcze nie wracam- odparłam miękko.
- A co chcesz tu robić?!- krzyknął i szarpnął mnie w swoją stronę.
- Puść mnie!
Potem wszystko działo się szybciej niż mogłam to zarejestrować. Andreas, Manuel i Thomas dotarli do nas tak niespodziewanie, że zanim zdążyłam ich powstrzymać, mój brat już leżał na ziemi szarpiąc się z chłopakami.
- Zostawcie go, to mój brat! Puśćcie go!- krzyczałam próbując ich odseparować od siebie.
Minęła chwila, później druga, kilka cisów i nie przemyślanych słów później, wszystko się uspokoiło. Mikołaj dysząc i trzymając się za krwawiącą wargę, stał po jednej stronie, a ja i skoczkowie po drugiej. Żadne z nas się nie odezwało, ani nie ruszyło z miejsca. Ta jedna sytuacja oznaczała więcej niż mogłabym przypuścić.
- Obiecuję, że jeszcze dziś wsiądę w samolot- powiedziałam spokojnie.- Obiecałam coś Gregorowi i dlatego zostanę.
- Twoje obietnice są tyle warte, co nic. Mówisz coś, a chwilę później i tak ładujesz się w pierwsze lepsze gówno przeciwne z tym, co mówiłaś wcześniej- odparł poważnie.- Rób co chcesz ja jadę do domu.

I odszedł.”

**
To może być dobra data na dodanie rozdziału. Obiło mi się o uszy, że mój główny męski bohater obchodzi dziś 24 urodziny. Mimo lepszych i gorszych 'relacji' między nami życzę mu wszystkiego co najlepsze, spełnienia w życiu nie tylko sportowym. Cokolwiek można o nim powiedzieć (a na pewno można wiele) jest nieodzownym elementem skoków narciarskich, dla wielu synonimem tego sportu. 
Jakby tak na to patrzeć jesteśmy wyróżnieni bo śledzimy jego karierę od samego początku i zapewne śledzić będziemy do końca. 
Więc Gregor, sto lat!
Następne słodzenie za rok.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział II: Szczęście w (nie)szczęściu.


„Pierwsze spojrzenie może być złudne. Dopiero spojrzenie przed rozłąką zawsze ukarze całą prawdę.”

             Zimna noc. Zimniejsza niż wskazuje na to termometr. Ale przynajmniej sucha. Bez łez.  Idę ciemną dróżkom, ściskam w dłoniach niedbale spakowaną torbę i wtapiam się w tą przeklętą błękitną kurtkę. Chowam, zmarzniętą już na kamień, lewą ręką do kieszeni. Szukam resztek ciepła, które miałam nadzieję gdzieś tu zachowały się przez przypadek. Znajduje coś zupełnie innego. Coś, co sprawia, że ostra brzytwa przebija się jeszcze głębiej w serce. Wyciągam zawartość. Kilka papierowych banknotów wymyka się z moich rąk. Odfruwają w nieznane. Patrzę w skupieniu i znajduję tę jedną myśl. Idealny plan. Krótkotrwałe ukojenie blizn, które nigdy nie miały już całkiem się zagoić. 
                Najwyżej jak potrafiłam wyrzucam w górę banknoty. Dziesiątki banknotów fruną za wiatrem jak głupie. Ufają mu. Oddają się w jego ręce bez wahania.

- Oczywiście, planowałam to wszystko od początku- ironizuje chrypliwym głosem.
Chwytam torbę jeszcze mocniej i odchodzę.

**

Przeklęty dzwonek. Krótki ale rozrywający uszy dźwięk. Adrenalina na ekstremalnych obrotach. Rozglądam się i biegnę. A raczej rzucam się jednym susem na małą kanapę pod oknem. Bez zastanowienia wciskam zieloną słuchawkę i z ulgą napawam się ciszą na korytarzu.
Dopiero po kilku chwilach dociera do mnie jakiś głos. Mój mózg działa wolno. Rozglądam się, ale nikogo nie widzę. Później przypominam sobie o telefonie.
-Hallo?- szepnęłam drżącym głosem przykładają słuchawkę do uszu.

- Z tej strony Otto Muller, czy dodzwoniłem się do pana Gregora Schlierenzauera?-dopytuje w języku niemieckim mężczyzna w telefonie.

Mam ochotę przeklnąć, ale moja głowa jest w tej chwili zbyt pusta, aby móc wymyślić jakieś słowo, które oddałoby moją sytuację.
- W tej chwili nie może podejść do telefonu- mówię pospiesznie, dziękując Bogu, że w ciągu nauki w szkole zdążyłam opanować język niemiecki niemal do perfekcji.

- A kim pani jest?- dopytuje mężczyzna.\

Milczę parę chwil. Myśli atakują moją głowę. Chcę powiedzieć, że jestem jego matką, kuzynką albo nawet babką, zamiast tego idę na skróty.
- Mam na imię Sara.
Teraz on milczy.
- Aha. Już rozumiem-szepnął trochę ciszej, tak, że ledwo mogłam go usłyszeć.

- Proszę zadzwonić za jakąś godzinę- wypaliłam.- Albo nawet za dwie.

- Oczywiście!-mówi jakby milszym tonem głosu, po czym dodaje.- Proszę przekazać chłopakowi, że chciałbym ustalić datę reportażu, o którym ostatnio rozmawialiśmy. Bardzo zależałby mi, gdyby zaszczyciła mnie pani swoją obecnością i udzieliła krótkiego wywiadu do reportażu.

- Doo..brzeee-jąkam się przerażona i natychmiast odrzucam telefon na podłogę.

Nie dlatego, że jakiś pomylony dziennikarz pomyślał, że jestem dziewczyną Gregora Schlierenzauera, też nie przez zbyt duży stres czy niebezpieczeństwo jakim było każde wypowiedziane słowo. Po prostu znieruchomiałam przerażona. Parę kroków ode mnie stał On. Był zaskoczony, podejrzliwy. Jego oczy zwężały się z każdą sekundą.
Podszedł do mnie i sięgnął po swój telefon.
-Tak, słucham?- powiedział przykładając telefon do ucha i nie spuszczając ze mnie wzroku.

Rozejrzałam się po bokach modląc się, aby drzwi niespodziewanie rozstąpiły się przede mną. Ale to było nie możliwe. Wpadłam w pułapkę, większą niż się spodziewałam. Nie słuchałam wymiany zdań między dziennikarzem a skoczkiem, do czasu aż kiedy z mściwym błyskiem w oku spojrzał na mnie i powoli ale nie zwykle wyraźnie powiedział:
- Tak,  jutro po kwalifikacjach będę wraz Z MOJĄ DZIEWCZYNĄ pod skocznią w Ga-Pa. Do usłyszenia.

Szyt!
*
„- Mam udawać twoją dziewczynę?!- zapiszczałam zszokowana.

- A wolisz, żebym powiedział pozostałym, że wkradłaś się do naszego busa i kto wie, może nawet chciałaś nas okraść?- powiedział chytrze opierając się niedbale o okno.

Byłam tak zdezorientowana, że nie mogłam zdecydować się czy jestem bardziej przerażona czy też zachwycona.
- Widziałem błysk w twoich oczach, kiedy ci to zaproponowałem- odparł bezczelnie.- Prawda jest taka, że i tak się zgodzisz. Muller powiedział, że byłaś zachwycona.

Wizja bajki w świecie skoczków, dziennikarzy i wielkiego, hucznego i przede wszystkim szczęśliwego zakończenia, prysła tak szybko jak powstała.
- Hej!-obruszyłam się i wycelowałam w niego oskarżycielsko wskazującym palce.- Może nie mam kasy jak lodu i nie lata za mną tysiące napalonych fanek, prawdopodobnie też nigdy nie byłabym w stanie wspiąć się na skocznie, a co dopiero z niej skoczyć. Ale nie masz prawa decydować o tym, czego chcę! A i jeszcze coś, trafiłam tu w pewien sposób przez przypadek.

- Byłaś na skokach?- spytał spokojnie.

- Byłam. Ale co to ma…

- Wiesz jak się nazywam?- przerwał mi kolejnym pytaniem.

-Wiem, ale…

- Dla mnie sprawa jest oczywista. Mam rację prawda?

Nie mogłam zaprzeczyć więc wolałam zamilknąć. Nie wiedziałam czy bardziej denerwuje mnie to, że ma rację czy jego pewność siebie. Wpatrywał się we mnie lekko uśmiechnięty, czekający na moją zgodę, a ja potrafiłam jedynie walczyć ze swoją dumą i rosnąca ciekawością.
- Masz aż taki problem ze znalezieniem dziewczyny?- spytałam uśmiechając się do niego prowokująco. Skoro i tak byłam w beznadziejnym położeniu chciałam chociaż poczuć jakąś satysfakcje.

Uniósł brwi w stylu „chyba nie wierzysz w to, co mówisz”, a później podszedł do mnie.
- A może właśnie znalazłem?- odparł zaczepnie.

Przez moment naprawdę się nabrałam. Patrzyłam na niego i całkowicie zapomniałam o oddychaniu, myśleniu, mówieniu, zapomniałam, że jestem w busie z gwiazdami skoków narciarskich, że wczoraj spełniłam swoje wielkie marzenie i kibicowałam ‘naszym’ pod skocznią, zapomniałam o Mikołaju czekającym za mną w pensjonacie, o rozsądku i co gorsza zapomniałam, że to bardziej niż pewne, że w jego pytaniu nie było nawet grama prawdy.
Później mrugnęłam. Raz, drugi, trzeci. Impuls poleciał i już wiedziałam, że moi rodzice popełnili najpierw olbrzymi błąd czytając mi bajki ze szczęśliwym zakończeniem w dzieciństwie, a później dołożyli jeszcze do pieca, podłączając mi kablówkę w pokoju z całą gamą odmóżdżających seriali.
- Powiedz, dlaczego zamiast się wściekać i wezwać pozostałych, próbujesz tanimi sztuczkami mnie poderwać. Jak powiesz to się zgodzę.

Wypuścił powietrze zmęczony i poszedł usadowić się na kanapę.
- Ten dziennikarz, od którego’ łaskawie’ postanowiłaś mnie wybawić, to największa dziennikarska hiena w Austrii. Węszy tak długo, aż nie wydusi tematu na okładkę i rzadko kiedy to mu wystarcza. Zadzwonił do mnie po konkursie i zaproponował reportaż. Jak wiesz, nie wygrałem więc albo skupi się na tym albo na mojej nowej, tajemniczej dziewczynie. Więc jak? Skorzystamy na tym oboje.

Słowa wypływają zanim mózg zaczyna funkcjonować.
Może cokolwiek by powiedział, to bym uwierzyła, a może właśnie to w jaki sposób to powiedział sprawiło, że nie mogłam mu odmówić.
- Ale tylko ten jeden raz- powiedziałam siadając naprzeciwko niego.

Uśmiechnął się w podziękowaniu. Miałam wrażenie jakbym zobaczyła go po raz pierwszy. To nie był ten sam chorobliwie ambitny i denerwująco pewny siebie chłopak, jakiego wszyscy mogliśmy śledzić w telewizji. Siedząc tam, rozmawiając o głupotach był tak zadziwiająco zwyczajny.
To był dziwny dzień. Nie realistyczny i zupełnie porąbany, ale za to w nocy, kiedy szłam spać, nie mogłam pozbyć się uśmiechu, które ciągle błąkał się na moich ustach.”

**
Miałam problemy techniczne w trakcie pisanie więc nie jestem usatysfakcjonowana. Choć są pewne perełki. które mi się podobają;P 
Oceńcie sami!

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział I: Czasem trudniej określić początek niż koniec.

„Ktoś znikł. Ktoś był a potem znikł. Rozprysł się. Nie ma go. Ktoś tu był. I nadal jest. Tu w środku.

To on. On tu był. Znikł nagle ale jakby nadal tu był."

Jeden wdech i później wolne wypuszczenie powietrza. Tak dla pewności siebie, dla uspokojenia walenia serca. Naciskam dzwonek i czekam.
Kiedy widzę  zatroskaną twarz mojej mamy nie wytrzymuję. Ze świstem wypuszczam torbę z rąk i rzucam się swojej rodzicielce na szyję. Łaknę bezpieczeństwa, ciszy i ukojenia złamanego serca, jak jeszcze nigdy. Dlatego właśnie wróciła. Schowałam dumę głęboko w kieszeń i mimo kłótni z rodzicami, mimo zawalonej szkoły, którą rzuciła parę tygodni temu i tych wszystkich złych opinii, wróciłam.

-Przepraszam, mamo- wyję tonąc w jej jedwabnym swetrze.-To tak bardzo boli, tak bardzo.

**

„- Sara do cholery złaź wreszcie! Za 2 godziny mamy samolot!- wrzeszczał mój brat w kierunku schodów.
- Idę do samochodu, a ty sobie siedź tu sama! PA!-trzasnął drzwiami i ze zdenerwowaniem odkluczył drzwi samochodu.

Zanim zdążył wejść do środka drzwi domu otwarły się z impetem i obładowana blond włosa postać ruszyła w kierunku samochodu.
-Jestem!- wydyszałam pospiesznie

-Nareszcie- odburknął chłopak odbierając torby i wkładając je do obładowanego już i tak bagażnika.

- Oj braciszku kochany, tyle lat się znamy, a ty nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do mojego małego kłopotu z punktualności.

-Małego? Małego? Kobieto ty jesteś mistrzynią w tej dziedzinie- przeżywał dalej Mikołaj.

Jeszcze zanim mój kochany braciszek postanowił przekręcić kluczyk i puścić sprzęgło wylał wszystkie swoje żale. Ale to nie było wtedy ważne. Liczyła się przygoda. I ekscytacja, która była z nią związana. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to będę najpiękniejsze dni w moim życiu. Rozkręciłam głośniej radio i za przykładem wokalisty krzyczałam słowa piosenki.

Byłam wtedy tak głupio szczęśliwa.”

**
Przygryzam brzeg misiowego uszka, kiedy usłyszę ich podniesione głosy. Moja maskotka z dzieciństwa zawsze pomagała mi obronić się przed koszmarami i złymi mocami. Miałam nadzieję, że jego magiczna moc nie wyczerpała się w całości te kilka lat temu. Teraz potrzebowałam jej jak nigdy w życiu.

„Sama wybrała sobie taką drogę, chciała być gwiazdą to niech nią będzie!”
„To twoja córka! Nie możemy jej zostawić!”
„A ona mogła?”
„ I ciekawe co zyskała, zawaloną przyszłość? Brak perspektyw? Kto wie czy zaraz nie okaże się, że zostaniemy dziadkami!”
„Doskonale wiesz jak określa się takie osoby. To dziwka. Tak o niej mówią teraz wszyscy sąsiedzi i wcale im się nie dziwię. Zachciało jej się latać za gwiazdami to ma za swoje!”
„To już nie jej dom.”
„Jak chcesz ją  bronić, to proszę bardzo. Ale nie zdziw się jak listonosz przyniesie ci jutro spory plik dokumentów od adwokata!”

Nie tylko misiowe uszko nie wytrzymało. Tama łez pękła w tej samej chwili, kiedy frontowe drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Jeszcze nigdy nie była tak bardzo świadoma swojej niepewności, swojego jutra, swoich błędów.

„To już nie jej dom.”  „To już nie jej dom.”  „To już nie jej dom.”  Nie jej… już nie.

**
„Obersdorf od pierwszej chwili skradł moje serce. Ten gwar, tłum obcych tak różnych od siebie ludzi. Takich miejsc na ziemi jest naprawdę nie wiele. Od pierwszych sekund kiedy dotarliśmy pod skocznie poczułam się jak nowo narodzona. To było takie nie zwykłe. Poziom adrenaliny dochodził z każdą chwilą do granic wytrzymałości, ale mimo to w niewyjaśniony sposób potrafiłam przyjmować jej więcej i więcej.
-Opłacało się przyjechać tu choćby po to, aby zobaczyć jak największa gaduła w Bydgoszczy milknie- dokuczał mi znów Mikołaj kiedy odnaleźliśmy nasze miejsca.

Nie reagowałam. Znałam mojego o cztery lata starszego brata zbyt długo, żeby wiedzieć, że drażnienie mnie zaraz po wtykaniu nosa w moje sprawy, jest jego ulubionym zajęciem.
Zawody zaraz miały rozpocząć się. Tłum wrzał i pierwszy śmiałek wybił się ku gwiazdom. Ku chwale. Ku wygraniu 62 Turnieju Czterech Skoczni.

**
„Jego poznałam następnego dnia. W szalonym zbiegu jednej małej okoliczności. Pod hotelem, do którego trafiłam bo stał koło poczty, do której zmierzałam aby wysłać pocztówkę do rodziców. To śmieszne, ale wtedy uwierzyłam w pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. W przeznaczenie. Choć po tych wydarzeniach mogłabym uwierzyć we wszystko.

Małe okienko poczty, która była moim pierwotnym celem znikła jak resztki śniegu w ciepły, wiosenny poranek. Całkowicie zapomniałam o własnym imieniu, a co dopiero o głupiej kartce do rodziców.
Bus. Wielki jak Titanic austriacki bus hipnotyzował mnie swoim bogactwem. Szłam w jego kierunku zupełnie tego nie kontrolując. Nie naturalnie wielkie sylwetki zamyślonych bohaterów przestworzy pociągły moimi nogami jakbym była marionetką.
Otwarte drzwi podjęły za mnie całą inicjatywę. Jak mogłabym postąpić inaczej? Przecież to mogła być jedyna taka możliwość.

Tłumaczę się. I to dość kulawo. Jestem tego świadoma. Ale mój charakter, ciekawość i chęć przygody sprawiły, że ruszyłam z prądem.
Weszłam do środka w ostatniej chwili. Ruszyłam parę kroków w głąb małego korytarza, kiedy drzwi się zamknęły. Byłam w pułapce. Pojazd zaczął nabierać prędkości, a ja stałam w nim próbując utrzymać równowagę świadoma, że jeszcze nigdy nie byłam w tak wielkich tarapatach.”

**
Wyruszam z nową historią, która szczerze mówiąc jest jedną wielką niespodziewaną improwizacją. Zobaczymy, jak dalej wciągnę się w tą historię i czy ktokolwiek będzie chciał poświęcić czas na przeczytanie jej i skomentowanie.
Ale co tam. Stwierdziłam, że skoro nowy rok, to czas na spontaniczną decyzję.
Pozostaje mi tylko powiedzieć, WITAM ZNÓW!